Jak pracuje się "na słuchawce" w Orange (kolejne listy) Dziennik Wschodni
List otwarty pracownika do kierownictwa lubelskiego oddziału Orange
Pozwalam sobie zwracać się do Was per ty ponieważ jak się
domyślacie pracujemy w tej samej firmie, a jedyne co nas dzieli to
szeroko rozumiana misja.
W ciągu ostatnich paru dni w Internecie
pojawiło się sporo artykułów nt. pracy w Orange, w Orange, które
medialnie prezentowane jest jako firma nieskazitelna niczym łza.
Niestety muszę Was rozczarować - w tej firmie dzieję się gorzej niż
możecie sami przypuszczać. O ile Kuba jako prezes OCS, czy Mirek
pełniący funkcję dyrektora obsługi wszystkich klientów mogą nie znać
sytuacji z dajmy na to Lublina, to Agnieszka i Paweł na pewno ją znają
ponieważ jak wiemy właśnie w Lublinie na co dzień z nami pracują.
Zanim
przejdę do części merytorycznej. Wyrażam żal, że doszło do sytuacji, w
której listem otwartym przyszło mi zwracać się do Was albowiem
wewnętrzna komunikacja przestała bezpośrednio oddziaływać na pozytywne
zmiany i jak wiecie, grozi rozwiązaniem umowy o pracę. Jak wyżej
wspomniałam, od dawna z niepokojem patrzę na tę sytuację. Wszystko
zaczęło się psuć podczas wydzielenia części obsługowych z PTK i TP oraz
połączenia ich w jedną firmą zwaną OCS. Już sam ten pomysł był
porażającym według mnie błędem ponieważ pracownicy z obu firm cechują
się zupełnie inną mentalnością w podejściu do pracy.
W grupach
odpowiedzialnych za tzw. "fix" ludzie potrafią być dla siebie życzliwi i
sympatyczni, potrafią pracować w grupach, ich menadżerowie są
wyrozumiali, przyjaźni i pro-pracowniczo nastawieni. Niestety zgoła
odwrotnie wygląda sytuacja u nas, w jednostkach odpowiedzialnych za
obsługę Klientów PTK Centertel. Czy potraficie mi powiedzieć czemu tutaj
każdy jest wrogiem każdego, czemu w pracy spotykamy się z mobbingiem,
czemu konsultantowi nie wolno wyjść na przerwę w trakcie dużego ruchu, a
swoje potrzeby fizjologiczne musi załatwiać podczas rozmowy z klientem
informując go, że będzie coś weryfikował w systemie przez dłuższą
chwilę?
Czy potraficie mi odpowiedzieć na pytanie dlaczego ludzie mają umowy na 1/4 etatu, a wszystko ponad to jest rozliczane w ramach godzin na zlecenie lub godzin dopełniających? Jak to jest, że człowiek pracuje po 190 godzin w miesiącu na 1/4 etatu,
a po pensji zupełnie tego nie widać (albo właśnie i widać...)? Dlaczego
ludziom odmawia się urlopów, a jeśli już z łaską ktoś otrzyma to tylko
bezpłatny, albo zmienia mu się harmonogram tak aby nie zapłacić mu za
ten dzień? Dlaczego przerwy są planowane wedle Waszego widzimisię,
dlaczego nie można wychodzić na przerwy w ramach potrzeby skoro
ograniczenie to 50 min na 8h pracy? Dlaczego gdy przyniosę L4 będę
pracować na popołudnia kolejnego tygodnia?
Moi drodzy, Wasze podejście jest okropne i nieludzkie,
a wiem że Agnieszka i Paweł o wszystkim doskonale wiedzą. Jedyne co się
dla Was liczy to wyrobiony cel, odpowiednie wskaźniki i wysoki NPS.
(wskaźnik lojalności klienta - przyp. red.) Nie jest istotne jak tego
dokonujecie, prawda? Otóż dla nas jest.
Może i nie jestem osobą siedzącą na słuchawce na szczęście bo już dawno popadłabym w depresję, ale czuje się zobowiązana powiedzieć jak to wygląda z perspektywy szaraczka siedzącego codziennie nad Excelem ponieważ sama w tym Waszym bagnie tkwię po uszy przez Was. Pomyślałam sobie, że to idealny moment na wspomnienie również o socjalu, który u nas w firmie jest, ale uwaga – nie ma go.
Pracuje
dla Was od siedmiu lat, od siedmiu lat mam roczne (czasami miesięczne)
umowy o pracę na czas określony z agencją outsourcingową. Wraz z
kolegami z mojego zespołu robimy dokładnie to samo co pracownicy
etatowi, lecz stawki mamy około 30 proc. niższe. Nie otrzymujemy żadnych premii, nie dotyczą nas żadne okresowe podwyżki, które obowiązują pracowników etatowych parę razy w roku.
Za
każdym razem kiedy czytam maile przychodzące ze skrzynki funkcyjnej "*
Oferta dla Ciebie" ogarnia mnie przeokropna złość bo dajecie mi do
zrozumienia kolokwialnie mówiąc "nie dla psa kiełbasa”. Z racji
pełnionych funkcji dużo używam telefonów. Telefon systemowy na biurku
nie działa i nie mogę doprosić się naprawy, komórki używam prywatnej
ponieważ jako człowiek z agencji pracy tymczasowej nie mogę się doprosić
o służbową (pracując u największego operatora, sic!). Na koniec
najlepsze – wszystkim brakuje materiałów biurowych, tutaj obowiązuje
brak podziałów.
Domyślam się, że mój apel i tym razem nic nie
zmieni. Każdy mówi co go boli, a Wy nadal będzie brnąć dalej w ślepą
drogę. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że poprzednie artykuły
opublikowane przez gazety prezentowały prawdę dot. Lubelszczyzny i
innych lokalizacji. Uzupełniając publikację Dziennika Wschodniego dodam
od siebie, że faktycznie kubków trzymać gdzie nie mamy, słuchawki
musimy nosić ze sobą - nie mamy w ogóle tam dla siebie miejsca, a ceny w
automatach są wyższe niż w centrach handlowych lecz na szczęście
kuchnie mamy całkiem fajną. Szkoda, że wyremontowaną przez nas w czasie wolnym od pracy za środki przez nas zebrane.
Nie wstyd ci wielki Orange?
Bardzo mnie ostatnio rozbawiła sytuacja gdzie Dziennik Wschodni opisał możliwość odwiedzenia naszego oddziału przez PIP. Kierownicy sugerowali wtedy w jaki sposób rozmawiać z kontrolerami PIP, nie chcieli żeby mówić zbyt wiele,
a kolejną ideą było to abyśmy pozmieniali grafiki największym
"pieniaczom” żeby ich nie było w dniach prawdopodobnej kontroli.
Przypuszczam,
że parę minut po wysyłce tego maila do Was i opublikowaniu go w formie
listu otwartego rzecznicy firmy z Warszawy od Wojtka J. wezmą się do
roboty i zaczną pytać co robimy i czy w ogóle podejmujemy jakieś
działania, a na sam koniec napiszą odpowiedź, że dziękujemy za włożony
trud w budowane pozycji firmy i pozytywnych relacji z klientami, że
wcale nie jest tak źle jak nam się wydaje, a na końcu, że przyjdą lepsze
chwilę. Po czym powrócimy do naszej codziennej szarej rzeczywistości, a
prezes Witucki, który sprzeciwił się francuskiej dalszej
re(de)strukturyzacji stając w obronie pracowników zostanie niebawem
zastąpiony emerytowanym Francuzem, który zasłynął parę lat temu ostrymi
cięciami kadrowymi za czasów TP.
Tak trzymać, płyniemy na tym samym okręcie.
Szara Pomarańczka z Lublina, "huty”.
Kolejny list od jednego z pracowników
Chciałabym jeszcze dodać coś z cyklu pracy "na słuchawce".
Wszystko, co do tej pory było napisane, to niestety prawda. Jest to na
granicy prawa, smutne ale prawdziwe.
Jest jednak coś jeszcze.
Pracujemy na umowach miesięcznych i na rozmowie o pracę w Orange
słyszysz, że po 18 miesiącach dostaniesz umowę o pracę (co prawda też z
Agencją Pośrednictwa Pracy), ale zawsze jest to umowa dłuższa niż 30
dni. W rzeczywistości jest to fikcja.
Gdy zbliża się okres, po
którym pracodawca musi dać dłuższą umowę dowiadujemy się, że żeby
pracować dalej musimy przejść do innej agencji lub agencji córki np.
Imar na BIM lub Work Service na Wadwicz itd.To jest dopiero niewolnictwo
i wyzysk w ramach polskiego prawa.
O ile pracownicy etatowi mają premie kwartalne, dodatki na święta, kolonie dla dzieci
czy karty prywatnej opieki medycznej, to my - ludziki z agencji,
kompletnie nic. Nawet normalnych umów o pracę. A pracy mamy tyle samo i
wymaga się od nas też nie mniej.
Czytelniczka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz