wtorek, 6 sierpnia 2013

Jak pracuje się "na słuchawce" w Orange (kolejne listy) Dziennik Wschodni

List otwarty pracownika do kierownictwa lubelskiego oddziału Orange

 

Pozwalam sobie zwracać się do Was per ty ponieważ jak się domyślacie pracujemy w tej samej firmie, a jedyne co nas dzieli to szeroko rozumiana misja.
W ciągu ostatnich paru dni w Internecie pojawiło się sporo artykułów nt. pracy w Orange, w Orange, które medialnie prezentowane jest jako firma nieskazitelna niczym łza. Niestety muszę Was rozczarować - w tej firmie dzieję się gorzej niż możecie sami przypuszczać. O ile Kuba jako prezes OCS, czy Mirek pełniący funkcję dyrektora obsługi wszystkich klientów mogą nie znać sytuacji z dajmy na to Lublina, to Agnieszka i Paweł na pewno ją znają ponieważ jak wiemy właśnie w Lublinie na co dzień z nami pracują.

Zanim przejdę do części merytorycznej. Wyrażam żal, że doszło do sytuacji, w której listem otwartym przyszło mi zwracać się do Was albowiem wewnętrzna komunikacja przestała bezpośrednio oddziaływać na pozytywne zmiany i jak wiecie, grozi rozwiązaniem umowy o pracę. Jak wyżej wspomniałam, od dawna z niepokojem patrzę na tę sytuację. Wszystko zaczęło się psuć podczas wydzielenia części obsługowych z PTK i TP oraz połączenia ich w jedną firmą zwaną OCS. Już sam ten pomysł był porażającym według mnie błędem ponieważ pracownicy z obu firm cechują się zupełnie inną mentalnością w podejściu do pracy.

W grupach odpowiedzialnych za tzw. "fix" ludzie potrafią być dla siebie życzliwi i sympatyczni, potrafią pracować w grupach, ich menadżerowie są wyrozumiali, przyjaźni i pro-pracowniczo nastawieni. Niestety zgoła odwrotnie wygląda sytuacja u nas, w jednostkach odpowiedzialnych za obsługę Klientów PTK Centertel. Czy potraficie mi powiedzieć czemu tutaj każdy jest wrogiem każdego, czemu w pracy spotykamy się z mobbingiem, czemu konsultantowi nie wolno wyjść na przerwę w trakcie dużego ruchu, a swoje potrzeby fizjologiczne musi załatwiać podczas rozmowy z klientem informując go, że będzie coś weryfikował w systemie przez dłuższą chwilę?

Czy potraficie mi odpowiedzieć na pytanie dlaczego ludzie mają umowy na 1/4 etatu, a wszystko ponad to jest rozliczane w ramach godzin na zlecenie lub godzin dopełniających? Jak to jest, że człowiek pracuje po 190 godzin w miesiącu na 1/4 etatu, a po pensji zupełnie tego nie widać (albo właśnie i widać...)? Dlaczego ludziom odmawia się urlopów, a jeśli już z łaską ktoś otrzyma to tylko bezpłatny, albo zmienia mu się harmonogram tak aby nie zapłacić mu za ten dzień? Dlaczego przerwy są planowane wedle Waszego widzimisię, dlaczego nie można wychodzić na przerwy w ramach potrzeby skoro ograniczenie to 50 min na 8h pracy? Dlaczego gdy przyniosę L4 będę pracować na popołudnia kolejnego tygodnia?
Moi drodzy, Wasze podejście jest okropne i nieludzkie, a wiem że Agnieszka i Paweł o wszystkim doskonale wiedzą. Jedyne co się dla Was liczy to wyrobiony cel, odpowiednie wskaźniki i wysoki NPS. (wskaźnik lojalności klienta - przyp. red.) Nie jest istotne jak tego dokonujecie, prawda? Otóż dla nas jest.
Może i nie jestem osobą siedzącą na słuchawce na szczęście bo już dawno popadłabym w depresję, ale czuje się zobowiązana powiedzieć jak to wygląda z perspektywy szaraczka siedzącego codziennie nad Excelem ponieważ sama w tym Waszym bagnie tkwię po uszy przez Was. Pomyślałam sobie, że to idealny moment na wspomnienie również o socjalu, który u nas w firmie jest, ale uwaga – nie ma go.

Pracuje dla Was od siedmiu lat, od siedmiu lat mam roczne (czasami miesięczne) umowy o pracę na czas określony z agencją outsourcingową. Wraz z kolegami z mojego zespołu robimy dokładnie to samo co pracownicy etatowi, lecz stawki mamy około 30 proc. niższe. Nie otrzymujemy żadnych premii, nie dotyczą nas żadne okresowe podwyżki, które obowiązują pracowników etatowych parę razy w roku.

Za każdym razem kiedy czytam maile przychodzące ze skrzynki funkcyjnej "* Oferta dla Ciebie" ogarnia mnie przeokropna złość bo dajecie mi do zrozumienia kolokwialnie mówiąc "nie dla psa kiełbasa”. Z racji pełnionych funkcji dużo używam telefonów. Telefon systemowy na biurku nie działa i nie mogę doprosić się naprawy, komórki używam prywatnej ponieważ jako człowiek z agencji pracy tymczasowej nie mogę się doprosić o służbową (pracując u największego operatora, sic!). Na koniec najlepsze – wszystkim brakuje materiałów biurowych, tutaj obowiązuje brak podziałów.
Domyślam się, że mój apel i tym razem nic nie zmieni. Każdy mówi co go boli, a Wy nadal będzie brnąć dalej w ślepą drogę. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że poprzednie artykuły opublikowane przez gazety prezentowały prawdę dot. Lubelszczyzny i innych lokalizacji. Uzupełniając publikację Dziennika Wschodniego dodam od siebie, że faktycznie kubków trzymać gdzie nie mamy, słuchawki musimy nosić ze sobą - nie mamy w ogóle tam dla siebie miejsca, a ceny w automatach są wyższe niż w centrach handlowych lecz na szczęście kuchnie mamy całkiem fajną. Szkoda, że wyremontowaną przez nas w czasie wolnym od pracy za środki przez nas zebrane.
Nie wstyd ci wielki Orange?

Bardzo mnie ostatnio rozbawiła sytuacja gdzie Dziennik Wschodni opisał możliwość odwiedzenia naszego oddziału przez PIP. Kierownicy sugerowali wtedy w jaki sposób rozmawiać z kontrolerami PIP, nie chcieli żeby mówić zbyt wiele, a kolejną ideą było to abyśmy pozmieniali grafiki największym "pieniaczom” żeby ich nie było w dniach prawdopodobnej kontroli.

Przypuszczam, że parę minut po wysyłce tego maila do Was i opublikowaniu go w formie listu otwartego rzecznicy firmy z Warszawy od Wojtka J. wezmą się do roboty i zaczną pytać co robimy i czy w ogóle podejmujemy jakieś działania, a na sam koniec napiszą odpowiedź, że dziękujemy za włożony trud w budowane pozycji firmy i pozytywnych relacji z klientami, że wcale nie jest tak źle jak nam się wydaje, a na końcu, że przyjdą lepsze chwilę. Po czym powrócimy do naszej codziennej szarej rzeczywistości, a prezes Witucki, który sprzeciwił się francuskiej dalszej re(de)strukturyzacji stając w obronie pracowników zostanie niebawem zastąpiony emerytowanym Francuzem, który zasłynął parę lat temu ostrymi cięciami kadrowymi za czasów TP.
Tak trzymać, płyniemy na tym samym okręcie.
Szara Pomarańczka z Lublina, "huty”. Kolejny list od jednego z pracowników
Chciałabym jeszcze dodać coś z cyklu pracy "na słuchawce". Wszystko, co do tej pory było napisane, to niestety prawda. Jest to na granicy prawa, smutne ale prawdziwe.

Jest jednak coś jeszcze. Pracujemy na umowach miesięcznych i na rozmowie o pracę w Orange słyszysz, że po 18 miesiącach dostaniesz umowę o pracę (co prawda też z Agencją Pośrednictwa Pracy), ale zawsze jest to umowa dłuższa niż 30 dni. W rzeczywistości jest to fikcja.

Gdy zbliża się okres, po którym pracodawca musi dać dłuższą umowę dowiadujemy się, że żeby pracować dalej musimy przejść do innej agencji lub agencji córki np. Imar na BIM lub Work Service na Wadwicz itd.To jest dopiero niewolnictwo i wyzysk w ramach polskiego prawa.

O ile pracownicy etatowi mają premie kwartalne, dodatki na święta, kolonie dla dzieci czy karty prywatnej opieki medycznej, to my - ludziki z agencji, kompletnie nic. Nawet normalnych umów o pracę. A pracy mamy tyle samo i wymaga się od nas też nie mniej.
Czytelniczka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz